Tuż po zachodzie Słońca na różowym jeszcze niebie widzimy planetę Mars, znikającą w ciągu godziny pod horyzontem. Pozostałe jasne planety znajdują się blisko Słońca i dlatego są niewidoczne. Nisko nad północnym horyzontem rozpoznamy Kasjopeę, a w zenicie Wielką Niedźwiedzicę z jej najbardziej znaną częścią - Wielkim Wozem: Dyszel Wielkiego Wozu wskazuje na opisaną tydzień temu konstelację Wolarza. Kształtem przypominający latawiec, Wolarz jest dominującym gwiazdozbiorem w okresie wiosny, pięknie górując o tej porze roku na niebie. Najjaśniejszą gwiazdą w Wolarzu jest Arktur - umierający czerwony olbrzym o masie naszego Słońca. Ponieważ za ok. 5 mld lat podobny los spotka również i naszą gwiazdę, warto opisać dokładniej dalsze losy czerwonego olbrzyma. Co stanie się dalej z Arkturem, a kiedyś i ze Słońcem, przyszłym czerwonym olbrzymem?
Grawitacyjne kurczenie się rdzenia helowego doprowadzi do wzrostu temperatury w jego wnętrzu aż do 100 mln stopni. W takich warunkach hel zaczyna zamieniać się w węgiel w reakcjach syntezy jądrowej. Rdzeń helowy powiększy się wówczas nieznacznie i stanie się gorętszy. Taki wybuchowy "zapłon" reakcji syntezy helu w węgiel nosi nazwę rozbłysku helowego. W największych czerwonych olbrzymach dalsze reakcje syntezy jądrowej prowadzą do wytworzenia pierwiastków cięższych od węgla, ale o tym napiszę przy okazji pasjonującego tematu wybuchu supernowych. Dziś opisuję tylko losy gwiazd podobnych do Słońca, a takie umierają cicho i spokojnie.
Gwiazda zaczyna teraz odrzucać część swej masy. Najbardziej zewnętrzna otoczka wodorowa, wzbogacona cięższymi pierwiastkami, ulatuje w przestrzeń kosmiczną. Głębsze warstwy są wyrzucane w postaci rozszerzającej się warstwy gazu, zwanej mgławicą planetarną. Typowa szerokość takiej mgławicy wynosi około 1 roku świetlnego. Rozszerza się ona z prędkością 20-30 km na sekundę, stając się pięknym kolorowym obiektem do fotografii. Dotychczas odkryto ponad tysiąc mgławic planetarnych, a najbardziej znaną jest mgławica planetarna Pierścień w Lutni. Po odrzuceniu otoczki gazowej gwiazda posiada jedynie rdzeń węglowy otoczony warstwą palącego się helu. Ponieważ wyczerpane zostało całkowicie paliwo jądrowe, nic nie jest już w stanie przeciwstawić się potężnemu ciążeniu grawitacyjnemu, powodującemu teraz kurczenie się gwiazdy. Kurczy się ona tak bardzo, że znów rośnie temperatura i atomy pozbawione zostają elektronów. W tym momencie gwiazda staje się gorącym białym karłem, zbudowanym głównie z elektronów i jąder ściśniętych bardziej niż całe atomy. Elektrony i jądra atomowe są stłoczone do tego stopnia, że tworzą krańcowo gęsty rodzaj materii. Np. białe karły o masie takiej jak Słońce mają rozmiary podobne do Ziemi. Gęstość takiej gwiazdy jest niesamowicie wielka, gdyż przywieziona na Ziemię filiżanka napełniona materią białego karła ważyłaby aż 100 ton, a człowiek na powierzchni białego karła zostałby zmiażdżony pod własnym ciężarem, ponieważ byłby tam ok. 350 tys. razy cięższy niż na Ziemi!
Syriusz, najjaśniejsza gwiazda naszego nieba, wykonuje zadziwiający taniec, dostrzegalny przy dokładniejszych obserwacjach. Zachowuje się dziwnie, jakby posiadał wielkiego i ciężkiego towarzysza. Ale przecież w pobliżu nie zauważono żadnej gwiazdy! Dziś znamy wyjaśnienie tej zagadki, gdyż niewidocznym towarzyszem Syriusza jest biały karzeł (Syriusz B), pozostałość po umarłej gwieździe. Białe karły są tak małe, że nawet te najgorętsze świecą bardzo słabo i dlatego trudno znaleźć je na niebie. Jest ich jednak bardzo dużo, a szukamy ich wszędzie tam, gdzie dzieje się coś dziwnego.
Stopniowo biały karzeł oziębia się, wypromieniowując w przestrzeń resztkę swojej energii. W końcu zamieni się w ciemną kulę popiołu, nazywaną czarnym karłem, lądując na kosmicznym cmentarzysku. Taki będzie koniec naszego Słońca.